Kolejny zaangażowany paradokument Michaela Winterbottoma o konsekwencjach wojny z terrorem dla zwyczajnych ludzi. Tym razem reżyser próbuje poruszyć publikę relacjonując 'nieznany' aspekt
Winterbottom raz jeszcze zabiera widzów w podróż na Środkowy Wschód, gdzie wszyscy ludzie zdają się być ofiarami. W "Na tym świecie" byli nimi Afgańczycy, którzy nie mają jak żyć u siebie w kraju, a których zachodni świat odrzuca. W "Drodze do Guantanamo" ofiarami są brytyjscy muzułmanie, którzy zostają wmieszani w wojnę z Al-Kaidą. Wreszcie w "Cenie odwagi" reżyser pokazuje pełnoprawnych obywateli Zachodniego Świata, których także naznaczy piętno przemocy i terroru... błędne koło bólu i rozpaczy w ten sposób zostaje zamknięte. "Cena odwagi" to, podobnie jak poprzednie dwa afgańsko-pakistańskie filmy Winterbottoma, zapis prawdziwej historii, którą żył cały świat na początku 2002 roku. 23 stycznia w Karaczi został porwany dziennikarz Wall Street Journal Daniel Pearl. Wkrótce potem w mediach pojawiły się zdjęcia dziennikarza oraz żądania porywaczy. 21 lutego opublikowano taśmę z nagraniem egzekucji Pearla, która miejsce miała najprawdopodobniej 1 lutego. Ów feralny miesiąc pomiędzy 23 stycznia a 21 lutego jest właśnie tematem filmu Winterbottoma. Całość oglądamy przez pryzmat będące wówczas w ciąży żony dziennikarza Mariane (zagranej przez Angelinę Jolie). Reżyser z dokumentalną precyzją przygląda się jej działaniom. Jest świadkiem narastającego niepokoju powoli przekształcającego się w chaos i niepewność. Otaczający ją ludzie, specjaliści różnych instytucji związanych z walką z terroryzmem, nie potrafią jej niczego wyjaśnić. Stopniowo w jej oczach gaśnie nadzieja, zastąpiona przez determinację odkrycia prawdy. Lecz choć zdaje się gotowa przyjąć wszystko, ostateczna informacja i tak ją przygniecie. Widzowie znający wcześniejsze filmy Michaela Winterbottoma dobrze wiedzą, czego się spodziewać. Paradokumentalny styl, zdjęcia realizowane z bliska, a jednak zdystansowane. Z każdego kadru bije chłód obserwatora, który patrzy, lecz nie uczestniczy w rozgrywających się przed kamerą zdarzeniach. Niczym dziennikarz, który widząc umierającego, nie biegnie z pomocą, lecz rejestruje wszystko na taśmie, by potem pokazać światu. Jak i w poprzednich filmach, tak i tu nie do końca czytelne są intencje reżysera. Ukazuje przecież bardzo bolesne i trudne sprawy, które skomplikowane są nie tylko przez aktualne różnice polityczne, ale przede wszystkim przez wielowiekowe uprzedzenia. Jednak Winterbottom nie angażuje się w losy swoich bohaterów i ten dystans, który raził przede wszystkim w "Drodze do Guantanamo", pozostaje i tu bardzo wyraźny. Kiedy jednak spojrzeć na wszystkie trzy filmy razem, otwiera się przed widzem prawdziwa czeluść piekielna. Afganistan i Pakistan stają się tutaj centrum chaosu, w którym każdy jest wrogiem każdego i prędzej czy później będzie cierpieć. Afgańczycy są ofiarami Amerykanów czy Anglików, ci padają z kolei ofiarami fanatycznych pakistańskich islamistów. I tak w kółko, i tak bez przerwy. I choć "Cena odwagi" kończy się zdjęciem młodego chłopca, jest to jednak niewielka nadzieja na to, że w najbliższym czasie cokolwiek na tym świecie się zmieni. Winterbottom nie należy do twórców optymistycznych. W "Cenie odwagi" najważniejszą postacią jest żona Daniela, Mariane Pearl, a to oznacza, że najważniejszą aktorką filmu jest Angelina Jolie. Trzeba przyznać, że z rolą radzi sobie całkiem dobrze, ale niestety nie rewelacyjnie. Jest bardzo nierówna. Ma kilka scen, gdzie wypada fantastycznie, lecz w kilku kluczowych momentach czuje się, że z jej strony mamy do czynienia tylko z grą. Gdy widzimy ją zdruzgotaną informacją o śmierci Daniela, zachowuje się niczym studentka aktorstwa - nie przekonują jej krzyki, nie przekonuje gra ciała. Bardzo ważnym elementem filmu okazuje się muzyka. Jest to eklektyczna ścieżka dźwiękowa łącząca rytmy arabskie, z muzyką zachodnią... i przebojami Bollywood. To ostatnie jest najbardziej zaskakujące, kiedy zestawi się to ze scenami jawnej wrogości wobec Hindusów. Kolejny subtelny sygnał, że mówi się jedno, a czyni zupełnie co innego. Film docenią przede wszystkim fani poprzednich dokonań Michaela Winterbottoma oraz ci, którzy interesują się sprawami związananymi z wojną z terroryzmem i konsekwencjami prowadzonych aktualnie działań dla zwykłych obywateli. Jest to dobry przyczynek do dyskusji. Kto wie, może nadzieja mimo wszystko wyrośnie na gruncie pesymistycznych filmów Brytyjczyka.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu